Czyli o pracy w salonie sukien ślubnych

15 październik 2017
Dominika Zięba

Praca w salonie sukien ślubnych jest naprawdę specyficzna. Z jednej strony to możliwość obcowania z pięknymi rzeczami – świat koronek, tiuli i połyskujących kryształów to dziecięce marzenie prawie każdej małej księżniczki. Estetyczne walory tego zajęcia są naprawdę imponujące. Z drugiej strony to praca z drugim człowiekiem, która wymaga wiele cierpliwości i mocnych nerwów. Panna Młoda to bardzo osobliwy przypadek - stres i pośpiech związane ze ślubnymi przygotowaniami często powodują frustrację, która odbija się na całym otoczeniu. A kiedy w grę wchodzi wymarzona suknia ślubna, robi się naprawdę gorąco :)

Czwartek, godzina 13:15. Za 15 minut przychodzi klientka odebrać kieckę. Ślub w najbliższą sobotę, więc wszystko w normie. Zdarzają się i takie, które swoją ukochaną kreację chcą mieć w domu na 3 tygodnie przed ślubem. Po co? Nie wiem. Może przymierzają ją w blasku księżyca i wyobrażają sobie ten wyjątkowy dzień? Z Pannami Młodymi nigdy nie wiadomo. Suknia przygotowana, ostatnie kosmetyczne poprawki - tu podprasuję, tu utnę niteczkę, pochucham, podmucham i gotowe. Wchodzi klientka. Z zaciętej miny można wnioskować, że będzie grubo. Przymierza, dramat. Tu źle, tu niedobrze, tam jeszcze gorzej. - Proszę Pani, ta sukienka to chyba w życiu żelazka na oczy nie widziała! Pognieciona jak psu z gardła. Za co ja płacę?! I tu koralik odpada, a tak w ogóle to było ich znacznie więcej. Do poprawki.

To były początki mojej pracy w salonie sukien ślubnych. - Spokojnie, nic się nie przejmuj. Zaraz pokaże Ci trik, który prawie zawsze się sprawdza – mówi moja bardziej doświadczona koleżanka. – Zostaw sukienkę, nic nie poprawiaj, przecież doskonale wiesz, że przygotowałyśmy ją perfekcyjnie. Usiądź, poczekamy z 10 minut. Siedzimy, pierdoły popychamy, sukienka wisi. Czas na drugie podejście. Klientka mierzy, tym razem zachwycona. – Noo teraz po poprawkach to jest idealnie, widzę ogromną różnicę. Koleżanka puszcza mi oczko. W tym momencie zrozumiałam, że Panny Młode pochodzą z innej planety.

Telefon. Podniesiony ton zwiastuje kłopoty. – Proszę Pani, dzisiaj rano córka odebrała sukienkę i my z mężem nie jesteśmy zadowoleni. Trzeba mocno ugryźć się w język, aby nie zapytać, czy mąż jest już po przymiarce :) – Uważamy, że to nie jest nowa sukienka. Podmieniona na starą, przymierzaną, brudną. Myśmy nie po to zapłacili takie pieniądze, żeby córka w jakimś dziadostwie przed ołtarzem stanęła. I ta koronka taka licha, że się w rękach rozpada. Reklamacja, ślub za trzy dni. Nie ma znaczenia fakt, że ta nieszczęsna córka podpisała oświadczenie, że odbiera suknię bez zastrzeżeń. Że była zakochana w tej lichej koronce. Nie ma mowy o żadnej dyskusji. Sukienka ostatecznie trafiła do producenta, który zapewnił, że jest to nowy, nieużywany model, dokładnie taki sam jak inne, a koronka jest tak cienka i delikatna, że każda przymiarka naraża ją na drobne uszkodzenia. Jakieś przepraszam? Nie nie, nie w tej branży. Przecież przed ślubem wolno więcej.

Bo wiecie jak to jest – musi się świecić. Rozemocjonowana dziewczyna przyprowadza do salonu swoich najbliższych – mamę, babcię, ciotki, kuzynki, koleżanki... Chce pokazać swoją wymarzoną sukienkę, którą nareszcie znalazła i potrzebuje kilku słów wsparcia, aprobaty i zachwytu, które utwierdzą ją w przekonaniu, że to najlepszy wybór. Swoją drogą, wygląda naprawdę zjawiskowo. I co słyszy? – Taka skromna? Bez koronki? To może na poprawiny, bo na pewno nie na ślub. Dziecko, zastanów się! Proszę pani, niech pani pokaże jakąś suknię ślubną z prawdziwego zdarzenia. Z cekinami, cyrkoniami i kryształkami. Nie chciałybyście widzieć miny tej dziewczyny. A na deser te wszystkie ciotki, które są/były krawcowymi. – Ta suknia jest źle uszyta proszę pani. Ja wiem, ja się znam, ja wiele lat szyłam i widzę, że tu są liczne błędy, niedociągnięcia. Jakość wykonania fatalna, to można zrobić inaczej, tu poprawić. Skandal. Nie za takie pieniądze. A co Pani szyła? – W zakładzie produkcyjnym, pasy bezpieczeństwa. Pozwolicie, że nie skomentuje kompetencji tej Pani.

Kiedyś pewna klientka zadzwoniła z dziką awanturą, że na jej sukience znajduje się COŚ DZIWNEGO. Oczywiście nie muszę już chyba zaznaczać, że odebrała sukienkę bez zastrzeżeń. – Proszę pani, ja mam wrażenie, że na trenie znajdują się jakieś plamy, tak jakby ktoś pił kawę i stawiał brudną filiżankę na sukience. I takie odbite kręgi, zarysy. I co ja mam teraz z tym zrobić? Została poproszona o dostarczenie sukni celem oględzin, jednak już się nie odezwała. Wiele ludzi pasjonuje się kręgami w zbożu, może warto zainteresować ich tematem tajemniczych kręgów na trenie?

Odkąd zaczęłam pracę w salonie mody ślubnej, prawie nic mi się nie podoba. Mówię zupełnie poważnie. W swojej kilkuletniej przygodzie z modą ślubną widziałam już tyle koronek, tiuli, fantastycznych materiałów i zdobień, że ciężko mnie zaskoczyć. To chyba jakieś zboczenie zawodowe. Myślałam, że coś jest ze mną nie tak, jednak moje koleżanki wykazują podobną przypadłość. Dwie z nich już wydałyśmy za mąż – przygotowywanie ich wymarzonych kreacji było prawdziwym wyzwaniem. Jeżeli statystyczna Panna Młoda jest czepliwą perfekcjonistką, to wyobraźcie sobie Pannę Młodą, która pracuje w salonie mody ślubnej! Jestem przerażona faktem, że za jakiś czas będę musiała wybrać kieckę na własny ślub. Wszyscy zgodnie twierdzą, że będzie to droga przez mękę :)

W tej pracy najbardziej niesamowite jest to, że widzisz paskudną sukienkę na wieszaku i myślisz: Ludzie, trzymajcie mnie, kto założy to paskudztwo? A potem, za kilka tygodni przychodzi dziewczyna, która zakochuje się w tym konkretnym modelu, zakłada go i masz wrażenie, że w żadnej innej kreacji nie wyglądałaby lepiej. Magia. Dlatego tak ważne jest to, żeby nie zamykać się na żadne propozycje. Co z tego, że wymyśliłaś sobie sukienkę w formie księżniczki i nie wyobrażasz sobie innej opcji? Spróbuj, a efekt może Cię naprawdę zaskoczyć. Głęboko wierzę w to, że na każdą z Was gdzieś czeka ta jedyna, wymarzona sukienka. Mam nadzieję, że na mnie też :)

Pamiętajcie, że w salonach mody ślubnej pracują LUDZIE, a nie kosmici – zawsze można się dogadać. Nie przelewajcie na innych swoich negatywnych emocji tylko dlatego, że przerastają Was ślubne przygotowania.

PS. Mamy w pracy taki zwyczaj, że ta, która wychodzi za mąż i wybiera sukienkę, musi przymierzyć tą najbrzydszą (oczywiście to nasz subiektywny wybór!). W salonie znajduje się mnóstwo modeli pokazowych - przeróżne fasony, kolekcje najlepszych projektantów, liczne wzory i materiały. Krótko mówiąc - klientki mają w czym wybierać, a decyzja o kupnie tej jedynej, wymarzonej kreacji, którą później zamawia się na konkretny wymiar, często sprawia duży problem. Różnorodność jest bardzo ważna - każda Panna Młoda posiada własną, niepowtarzalną wizję idealnej sukni i salon musi wychodzić naprzeciw tym oczekiwaniom. Nie oznacza to jednak, że każda kreacja musi się nam podobać... i stąd te głupie pomysły w pracy :) Pozdrawiam moją Lożę Szyderców :)

Średnia

5.0

Oceń mój artykuł

Zobacz także

06 kwiecień 2018
01 marzec 2020

Komentarze