Wesele w odmiennych kulturach - Jazydzi

15 styczeń 2018
Agata Kostka

Mam szczęście do ślubnego towarzystwa i otaczam się nim niechcący, nawet podczas urlopu. Tym razem miałam przyjemność poznać Wojtka, który spędził rok w Iraku jako wolontariusz. Doświadczył zarówno wielu przykrych sytuacji, jak i radosnych. Jednym z takich wydarzeń było jazydzkie wesele, obchodzone w tamtejszych rejonach w naprawdę wyjątkowy sposób- hucznie, głośno i na bogato- oczywiście na tyle, na ile można sobie pozwolić. Postaram się przedstawić Wam skrócony opis tej różniącej się od naszej uroczystości w formie reportażu i opowieści, którą pewnego wieczora opowiedział mi Wojtek...

Do apteki wchodzi Murad – nasz Jazyda recepcjonista- i pyta się  mnie po angielsku, czy przyjdę na jego wesele - „robię taką małą imprezę, ale chciałbym żebyś przyszedł. No niestety, to będzie mała impreza, ale naprawdę chciałbym, żebyś przyszedł.” Jeszcze ze dwa razy wspomniał o tym, że impreza będzie mała. Przychodzi dzień wesela, które odbywa się w obozie. Jest całe mnóstwo ludzi. Wraz z menadżerami (Polakiem i Słowaczką) pytamy się Hassana - innego pracownika z naszej kliniki - „Przecież Murad nas zapewniał, ze to będzie małe wesele...” na co Hassan zupełnie nie rozumiejący naszego zdziwienia odpowiada „Bo jest małe. Około 200 ludzi”. Pytamy się, ile w takim razie jest na zwykłym jazydzkim weselu. Odpowiedział krótko i spokojnie: „Pięć, czasem dziesięć tysięcy ludzi”

Od października 2015 roku do kwietnia 2016 byłem wolontariuszem w projekcie Step-in w Iraku. Projekt ten prowadził kliniki, czy też może bardziej przychodnie w obozach dla uchodźców. Jedna z klinik była w obozie dla Chrześcijan w Ozal City (niedaleko Erbilu), a druga w obozie Kabertoo dla Jazydów. Opisana sytuacja pochodzi z tego drugiego, 30-tysięcznego obozu. Murad, który oświadczył się swojej już dzisiejszej żonie na czwartym spotkaniu, zaprosił całą ekipę naszej przychodni (3 Jazydów i 3 Europejczyków) na swój własny ślub. Trzeba przyznać, że ludzie zza granicy są gośćmi honorowymi wszędzie, gdzie tylko się pojawią. Szczególnie tą gościnność widać u Jazydów. Kim są Jazydzi? Jest to najbardziej prześladowana mniejszość religijna w Iraku i w Syrii. Mają bardzo duży szacunek do Chrześcijan, co objawia się w tym, że wielu z nich nosi krzyżyki.. Jazydyzm jest religią zamkniętą, czyli nie można zostać Jazydą. Jak to mówią „Bóg po to włożył Cię do łona Chrześcijanki, żebyś był Chrześcijaninem, a mnie do łona Jazydki, żebym był Jazydą”. Nie boją się posiadania dzieci, więc też posiadają liczne rodziny. Ma się też wrażenie, że wszyscy się tam znają. Wróćmy jednak do wesela Murada...

W dzień wesela przychodzimy do obozowego sektora „D” gdzie w namiocie o numerze 236 mieszka Murad. W dzień wesela nie miało to większego znaczenia, bo sąsiedzi udostępnili swoje namioty i nawet drogę obozową przejęto na cele weselne, gdzie rozstawiono plastikowe krzesła dla starszyzny jazydzkiej. Nas zabrano do jednego z namiotów. Były one sporych rozmiarów, podobne do tych wojskowych „beczek”. Siadamy pod „ścianami” na materacach (ludzie tam nie używają stołów) wraz z innymi Jazydami. Mniej więcej wtedy dopytaliśmy się Hassana o jazydzkie wesela. Poza tym, że przychodzi na nie jeszcze więcej niż całe mnóstwo ludzi, to na takie jedno wesele potrzeba „300 kurczaków i 20 baranów”. W namiocie jest około dwudziestu ludzi. Wchodzą koledzy i członkowie rodziny Murada z tacami z jedzeniem. Małe miski z jakimiś potrawkami i warzywami oraz duże tace. W skład dużej tacy wchodził ryż, na którym ustawiało się kawałki kurczaka. Całość przykrywało się dużym podpłomykiem. Tylko, że była to wyjątkowa sytuacja i nas też traktowano jako wyjątkowych gości, więc czekała nas tam jeszcze jedna niespodzianka. Gdy podnieśliśmy chleb pod spodem był nie tylko ryż i „czikeny”, ale również czaszka barana, która jest znakiem szacunku dla gości. Generalnie ta czaszka pełni funkcję ozdobną, choć Murad zademonstrował nam z jaką ochotą można zjeść oko barana owinięte w ucho barana. Ja też skosztowałem i jednego, i drugiego, choć bez ochoty i tylko dlatego, żebym miał co opowiadać wnukom. Nie polecam.

Niestety w 2014 roku w sierpniu w ciągu kilku dni ISIS zamordowało kilka tysięcy Jazydów tylko na terenie Shingalu, tysiące kobiet wzięto do niewoli jako niewolnice seksualne, w tym kuzynkę Murada. O jej losie dowiedział się od dwóch zbiegłych niewolnic, dwa miesiące po weselu i półtorej roku po wzięciu jej do niewoli. Popełniła ona tam samobójstwo, zabijając przy tym jednego bojownika ISIS. Przez te zdarzenia Murad i jego narzeczona podjęli decyzję, że utrzymają żałobę (już ponad roczną) również podczas ich wesela. Dlatego też niestety nie mogę napisać jak wyglądają bardzo ważne elementy jazydzkiego wesela jak tańce i śpiewy, które słyną ze swojej wyjątkowości i niesamowitego uroku. Natomiast jestem w stanie przysiąc, że jazydzkie wesela to jedne z najhuczniej i najweselej przeżywanych uroczystości i jeszcze nigdy wcześniej nie przeżyłem czegoś tak znakomitego. Nawet pomimo tego, że jestem ślubnym kamerzystą...

Historia Wojtka, którą zechciał się ze mną podzielić uświadomiła mi jedną, ogromnie ważną rzecz. Jest to wartość, jaką jest małżeństwo i to co powinno mu towarzyszyć: radość, miłość oraz celebrowanie chwili z najbliższymi. Kiedy przy organizacji europejskich wesel umyka gdzieś sens całej ceremonii i skupiamy się aż nad to na bzdetach i idealnie dobranych dodatkach do sukni ślubnej, to w innej części  świata ktoś śpiewa w niebogłosy, dzieląc się swoim szczęściem. Może warto czasem zastanowić się nad nadrzędnymi sprawami, których nie powinien przyćmić żaden blask, nawet bijący ze ślubnych akcesorii... Mam cichą nadzieję, że ta opowieść skłoniła Was do refleksji i w razie konieczności zachęci do wprowadzenia pozytywnych zmian! Tego życzę wszystkim młodym parom!

Średnia

4.0

Oceń mój artykuł

Zobacz także

22 wrzesień 2018
01 sierpień 2019

Komentarze