Wszystko jest nie tak! - żniwa depresji przedślubnej
Wkurza mnie mój narzeczony, kwiaciarka nie potrafi zrozumieć mojego pomysłu, wciąż nie mam fotografa, a ślub już za miesiąc! - brzmi znajomo?
Niczym się nie martw, każda z nas przez to przeszła, nawet ja - siostra Panny Młodej, czyli człowiek-dobra-rada, szczególnie, gdy w powietrzu unosi się gorzki zapach depresji przedślubnej, a wszystkie problemy i załamania nerwowe spadają właśnie na drugoplanową bohaterkę wesela. Wtedy dobra siostrzyczka zamienia się w zielarkę i psychologa w jednym, który wysłuchuje, podnosi na duchu i uspakaja mieszanką ziół składającą się z meliski, rumianku, majeranku i innego -anku. A najgorsze jest to, że to nigdy nie działa, a jeśli już to nie ma co się łudzić, że to długotrwały efekt...
Czasami mam wrażenie, że Pannie Młodej po prostu nie da się pomóc, a słowa nie martw się, wszystko będzie dobrze działają na nią jak przysłowiowa płachta na byka - rozpalają do czerwoności, podnoszą ciśnienie za trzy porządne kawy i utrudniają oddychanie, jakby ktoś nagle pozbył się całego tlenu z powietrza. Rozgniewana kobieta przypomina Zeusa, który w gniewie rzucał piorunami. Tyle, że ona rzuca wyrzutami: Ale co będzie dobrze?! Czy ty wiesz, co ty mówisz?! Nikt mnie nie rozumie! - gniew, płacz, lament, gniew, płacz, lament. Ten schemat przewija się nieustannie na krótko przed ślubem. Tylko czego, drogie kobitki, tak się boicie? Nie wiem, czy jest jedna konkretna odpowiedź na to pytanie, ale podczas pierwszej rocznicy ślubu siostry usłyszałam, że nie mogła znieść myśli, że za jakiś czas nie będzie musiała już niczego planować, niczego wyczekiwać, co sprawiało, że sama wywierała na sobie presję, aby ten jeden dzień był perfekcyjny. Bo skoro nie będzie czego organizować, będzie można chociaż miło wspominać. Może każda z nas podświadomie do tego dąży?
Teraz już wiem, że martwienie się na zapas prowadzi donikąd i wszystkie Panny Młode również powinny mieć tego świadomość. Wraz z nimi, tą samą ścieżką, idzie cały sztab - siostry, ciotki, matki, babcie, teściowe, koleżanki. Wszyscy zwarci i gotowi, zdający sobie sprawę ze swojej służby i każdej przejętej warty. Ten ogrom ludzi, którym zależy wcale niemniej niż Młodym na stworzeniu wyjątkowego wesela, jest w stanie zadbać o mnóstwo rzeczy, z którymi nie podołali narzeczeni. Każdy z nich ma znajomości, swoje rodziny wśród których, a nóż widelec, znajdzie się ta jedyna kwiaciarka lub po prostu przeszukają internet i kiedy Panna Młoda przejęta niedociągnięciami nie ma siły na dalsze poszukiwania, ktoś może ją w tym zwyczajnie zastąpić. Eksplozja może nastąpić w każdej chwili - coś o tym wiem, przeżyłam niejedną - i czasem nie da się być na nią przygotowanym. Dlatego warto otaczać się ludźmi, którzy bez względu na wszystko potrafią zachować zimną krew i wyprowadzą z pola wprost przed ślubny ołtarz. Wierzę, że na każdej warcie, zarówno dziennej jak i nocnej, znajdzie się taka osoba, która tempem najszybszym z możliwych zareaguje na podniesiony alarm.
Perfekcyjne wesela to zmory wszystkich Panien Młodych. Może dlatego, że nie istnieją? Każda chciałaby zrealizować przekalkowane odbicie wizji swojego ślubu, która powstała jeszcze za dziecka. Przesadne podążanie za marzeniami wiąże się ze stresem, presją, ambicją - a to składniki tworzące prawdziwe potwory. Potwory przemęczone, nerwowe, rozżalone. Nagonka na idealny dzień przestawia w głowach wszystko, odsuwając na dalszy plan naturalność, spontaniczność i dystans do całej ceremonii, a tego nigdy nie można zgubić! Nawet jeśli zdarzy się jakaś wpadka - co z tego? Nie wyjdzie pierwszy taniec, obrączki spadną, kwiaty będą w innym kolorze - co z tego? Czy to zmienia uczucie Młodych lub charakter uroczystości? Goście przyszli na konkurs tańca towarzyskiego, wystawę kwiatów, czy na zawarcie małżeństwa przez dwie bliskie im osoby? Nie dajmy się ponieść wszystkim ładnym katalogom, bilboardom, sloganom - bo idealny ślub to taki, który miło się wspomina, a nie taki, jaki staramy się odwzorować ze strony 46 jednego z czasopism. Wesele kojarzące się z nieprzespanymi nocami i kłótniami pomiędzy bliskimi nie stanie się najlepszym wspomnieniem.
Czasami spoglądam na młode narzeczone, które poobgryzały zadbane paznokcie, czy straciły połowę gęstych, bujnych włosów z nerwów. Widzę je takie zaniedbane, zniechęcone do wszystkiego i zastanawiam się czy sama chcę w przyszłości mieszać się w jakieś wesele - sądząc po ich widoku, to musi być okropne! Później jednak myślę, że podołałabym nawet złej, okropnej, paskudnej depresji przedślubnej - wszystko dzięki mojej siostrze, która z pewnością byłaby na czele mojego sztabu. Zawsze obok, zawsze przy mnie, gotowa na przyjęcie rozkazów. Tak, rozkazów. Bo gdy statek tonie, kapitan nie zamyka się w kajucie z płaczem, tylko wydaje polecenia i każda Panna Młoda w chwili kryzysu powinna być takim kapitanem. Przyznać, że potrzebuje pomocy i o nią poprosić. Powiedzieć, żeby ciotka zajęła się kwiatami, babcia poprawką sukni ślubnej, a kuzyn cateringiem, bo te rzeczy wciąż kuleją. Panna Młoda nie może fundować sobie ekstremalnej dawki stresu, musi ją rozdzielić po całym sztabie, a od jej jednej tysięcznej nikt jeszcze nie zginął. Nawet honor i duma Panny Młodej :)
Ilustracja: Szczepan Sadurski / karykatury.com