Zwyczaje ślubne: Francja
Często niezbyt lubiane – ani przez Parę Młodą, ani przez gości – ale trzeba wyjątkowej odwagi, żeby z nimi zerwać: weselne tradycje. Pierwszy taniec, w którym Para Młoda zwykle koncentruje się na przypomnieniu sobie wyuczonych kroków, a nie przyjemności pierwszych wspólnych małżeńskich chwil, czy rzucanie bukietem/welonem, którego nie chce złapać żadna z obecnych panien – na ostatnim weselu, na którym byłam, trzeba było tę procedurę powtórzyć.
A jak to wygląda w innych krajach? Dzisiaj pod lupę wezmę Francję. Oczywiście globalizacja dotknęła nawet zwyczajów weselnych i niektóre znane są chyba na całym świecie, ale znalazłam kilka ciekawostek, a kiedy doczytacie do końca, być może uznacie, że jednak polskie wesela nie są wcale takie złe.
Zacznijmy od początku, czyli ceremonii ślubnej. U nas Panna Młoda stoi po prawej stronie Pana Młodego, a we Francji – odwrotnie, bo po lewej. Szybko sprawdziłam na zdjęciach z francuskiego ślubu, w którym miałam okazję uczestniczyć, czy to prawda i wszystko się zgadza. Jest uzasadnienie takiej konfiguracji przy ołtarzu: przyszły małżonek w razie potrzeby, ma mieć wolną prawą rękę i możliwość dobycia miecza, aby odgonić potencjalnych konkurentów lub rodzinę ukochanej sprzeciwiającą się małżeństwu. Ta tradycja wywodzi się ze średniowiecza, kiedy podobno porwania kobiet w celu zawarcia związku małżeńskiego zdarzały się dość często. A ponieważ potajemne małżeństwa nie były rzadkością, prawo wymagało, by jak najbardziej nagłaśniać zawarty związek. Właśnie dlatego (współczesna) świeżo poślubiona para w drodze z kościoła powinna jak najgłośniej obwieszczać swój przejazd, na przykład głośnym trąbieniem klaksonu.
Być może zauważyliście, że w większości zachodnich krajów obrączkę nosi się na palcu serdecznym lewej, nie prawej dłoni. To również ma swoje uzasadnienie, pochodzące jeszcze ze starożytnego Rzymu (lub Egiptu, według innych źródeł). W tym palcu znajduje się „żyła miłości”, która prowadzi wprost do serca.
W samym przebiegu francuskiego przyjęcia weselnego nie ma nic niezwykłego, dlatego omińmy parę godzin, myślę, że zbliżamy się gdzieś do trzeciej w nocy. Zwykle, kiedy na stół wjeżdża barszcz z krokietem wiadomo, że impreza chyli się ku końcowi. We Francji takim daniem jest zupa cebulowa, podobno wymyślona osobiście przez Ludwika XV. Ma dodać sił zmęczonym biesiadnikom.
Zwyczajowo gościom opuszczającym wesele wypada coś dać. We Francji są to często kolorowe draże, śliczne, na przykład biało-różowe kamyczki w uroczych tiulowych opakowaniach, zresztą jest to popularny atrybut także innych rodzinnych uroczystości. Ta tradycja ma korzenie w starożytnej Grecji i znanych wtedy migdałach maczanych w miodzie. Jest też związany z nią mit: niedługi czas przed zaślubinami, pewien młodzieniec został wezwany do umierającego ojca, obiecując narzeczonej, że przybędzie na czas, aby się z nią ożenić. Niestety, jego pobyt w domu rodzinnym się przedłużył, chłopak przybył trzy miesiące za późno, ale panna utraciła wcześniej nadzieję i zmarła. Jeden z bogów greckich, poruszony tą historią, zamienił ją w migdałowiec, który pokrywa się kwiatami, kiedy ukochany szepce jej słowa wiecznej miłości. I właśnie wieczną miłość symbolizują owe draże: nic dziwnego, ponieważ mimo urokliwego wyglądu są (moim zdaniem) niezjadliwe, goście nie rozstaną się więc z nimi nigdy, przynajmniej przez konsumpcję. W średniowieczu draże były sprzedawane ciężarnym kobietom jako lek, w związku z tym są także symbolem płodności.
Na koniec, coś naprawdę osobliwego. Tradycja... nocnika! Typowo francuski w swej istocie zwyczaj, przypominający trochę kolonijne „chrzty”. Jeśli wiecie o co chodzi, to wiecie również, że nie należy tu spodziewać się niczego dobrego. A zaczyna się tak: kiedy przyjęcie weselne się kończy, para młoda udaje się na spoczynek w tylko sobie znane miejsce, a rodzina i znajomi mają za zadanie to miejsce odnaleźć (zwyczaj każe, by tak właśnie się stało). Teraz biedni małżonkowie zostają postawieni przed ciężką próbą: w nocniku serwowana jest, w najlepszym razie, mieszanka alkoholi pozostała po przyjęciu, czasami wzbogacona o jedzenie np. banany w czekoladzie lub... papier toaletowy. W innej wersji, zawartość nocnika może stanowić wcześniej wspomniana zupa cebulowa. Kiedyś ta magiczna mikstura była serwowana nowożeńcom rano, na wzmocnienie po nocy poślubnej i symbolizowała przejście z dzieciństwa w wiek dorosły.
Cóż, przy tradycji nocnika, pierwszy taniec nie wydaje się wcale taki straszny, prawda? ;)