Coś niebieskiego, coś pożyczonego...
Polacy uznawani są za jeden z najbardziej przesądnych narodów świata. Nie przechodź pod drabiną, bo to przynosi pecha, piątek trzynastego to wyjątkowo felerna data, czarny kot wróży nieszczęście, od którego uchroni nas już tylko czerwona wstążka. Tyle tego, że chyba warto odpukać w niemalowane drewno…
Kulminacyjnym momentem, w którym wszechobecne przesądy dopadną nawet najbardziej sceptyczne jednostki jest ślub. Jednym z najpopularniejszych i chyba najmniej inwazyjnym ślubnym zwyczajem jest konieczność posiadania czterech magicznych atrybutów: czegoś starego, nowego, pożyczonego i niebieskiego. Jeśli Panna Młoda zapomni chociaż o jednym to koniec – katastrofa i mogiła. Żartowałam... :)
Pierwsze trzy elementy powyższego niezbędnika każdej Panny Młodej są stosunkowo proste do zrealizowania. Chyba najprzyjemniejszą częścią jest zaopatrzenie się w coś nowego – kobiety nigdy nie mają z tym problemu, a ślub jest doskonałą okazją na niekończące się zakupy.
Dodatkowo macie do tego świetną wymówkę - "Mój drogi, jeśli chcesz, aby na naszej nowej drodze życia spotykały nas same klęski, dramaty i wszystkie nieszczęścia tego świata razem wzięte, to proszę, proszę śmiało! Zabroń mi kupić te piękne kolczyki i kręć dalej głową z dezaprobatą, patrząc na te piękne pończochy, mamrocząc pod nosem jakieś niedorzeczne argumenty, że przecież kupiłam już 12 par! Wygląda na to, że chcesz, aby to małżeństwo było nieszczęśliwe i to wszystko będzie twoją winą, JAK ZWYKLE!"
Zupełnie serio, coś nowego ma symbolizować rozpoczęcie nowej drogi w życiu, zakończenie pewnego etapu i wejście w nowy rozdział z gwarancją na lepsze jutro.
Kolejnym niezbędnym ślubnym atrybutem Panny Młodej jest coś starego. To chyba najbardziej sentymentalna i wzruszająca część tego ślubnego zwyczaju, którego symbolika jest niezwykle wymowna – dzięki temu podkreślamy silne więzi rodzinne i przynależność do naszej małej, intymnej społeczności.
Stare przedmioty mają w magiczny sposób zapewnić nam pomoc krewnych i manifestować trwałość rodziny, mimo mijających pokoleń. Szczególnie dobrze sprawdzi się tutaj rodzinna biżuteria, która jest ponadczasowa i na pewno będzie świetnie komponować się z każdą sukienką. Możecie też przemycić gdzieś niewielką rodzinną fotografię – coraz więcej ślubnych kreacji ma wszyte kieszenie. Moim absolutnym faworytem na zrealizowanie obowiązku posiadania czegoś starego są jednak miniaturowe rodzinne zdjęcia wkomponowane w ślubny bukiet.
Teraz zaczyna się robić trochę trudniej – coś pożyczonego na ślub? Jedyne co przychodzi mi do głowy to pieniądze... Spokojnie, to tylko żart.
Pożyczone przedmioty powinny pochodzić od osób, które są nam szczególnie bliskie – mają stanowić swego rodzaju amulety, w których zamknięta jest dobra energia. Coś pożyczonego to symboliczna deklaracja chęci pomocy i wsparcia, którego niejednokrotnie będziecie potrzebować na swojej nowej drodze życia. Pożyczyć można tak naprawdę wszystko – torebkę, wsuwkę do włosów, kolczyki, a może samochód, którym pojedziecie do ślubu?
Coś niebieskiego… tutaj sprawa się komplikuje. Jak wkomponować niebieskie akcenty, skoro motywem przewodnim ślubu jest śnieżna biel z różowymi detalami? Czy można zrezygnować z tej części ślubnego przesądu? Mimo wszystko nie jest to takie trudne, jak początkowo może się wydawać. Oczywiście możecie odpuścić sobie ten zwyczaj, ale wtedy trzeba będzie trzy razy splunąć przez lewe ramię i zorganizować odczynianie uroków przy użyciu świeżego jajka…
Niebieski kolor symbolizuje wierność, lojalność, wytrwałość i miłość. Zwyczaj ten nie ma polskich korzeni, przywędrował do nas z wiktoriańskiej Anglii, a jego piątym uzupełniającym elementem było wkładanie do buta Panny Młodej sześciopensowej monety, która miała zapewnić jej dostanie życie. Chyba nie polecam Wam tego obyczaju, ponieważ oczyma wyobraźni widzę koszmarne odciski na Waszych stopach… Kolor niebieski, w odróżnieniu do polskiej tradycji, w której króluje biel, podkreśla niewinność i skromność Panny Młodej.
Jeśli chodzi o niebieskie akcenty to ślubną klasykę w tej materii stanowią buty. To dość banalny i oklepany pomysł, ale błękitne dodatki prawie zawsze dobrze się sprawdzają. Baby blue będzie bardzo modnym odcieniem nadchodzącego sezonu – wielu projektantów proponuje suknie ślubne w tym uroczym kolorze. Dlatego może warto zastanowić się nad błękitnym pasem, szalem czy bolerkiem. A buty? Na pewno założysz je jeszcze nie jeden raz, więc pomyśl ekonomicznie.
Dużym polem do popisu jest biżuteria z błękitnymi kamieniami, takimi jak topaz, szafir czy akwamaryn. Co powiedziałabyś na mały prezent przedślubny od Tiffany’ego? Niezwykle ekskluzywny i subtelny odcień Tiffany blue będzie fantastycznym akcentem na Twoim ślubie.
A może niebieskie elementy w bukiecie ślubnym? To ciekawa i oryginalna propozycja. Hiacynty, niezapominajki, błękitna hortensja czy szafirki – florystka na pewno zaproponuje Ci coś intersującego. Fajnym pomysłem jest także odpowiedni odcień lakieru do paznokci, czy dyskretne błękitne akcenty w Twoim ślubnym makijażu.
Jeśli niebieski nie jest twoim ulubionym kolorem, ale ślubny przesąd nie pozwala ci z niego zrezygnować, jest kilka możliwości, aby dyskretnie go przemycić. Co powiesz na bieliznę albo niebieską podwiązkę, którą możesz przecież pożyczyć od przyjaciółki, a tym samym upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? Miałam na myśli tylko podwiązkę, bielizny raczej nie pożyczajcie!
Istnieje również kilka opcji awaryjnych – jeśli żadna z powyższych propozycji nie przypadła Ci do gustu, obowiązek posiadania czegoś niebieskiego możesz zrzucić na Pana Młodego. Mucha, skarpetki, spinki do mankietów, a może garnitur? Na pewno osiągniecie jakiś kompromis.
Niebieskie elementy mogą znaleźć się na weselnym torcie czy innych przysmakach. Drink na bazie likieru Blue Curacao na pewno Cię przekona. Błękitne dodatki na stół – czemu nie? A może pierwszy taniec do piosenki Blue Moon Franka Sinatry albo When the Stars Go Blue Ryana Adamsa?
Cokolwiek wybierzecie – mam nadzieję, że przyniesie Wam szczęście! Ja życzę Wam przede wszystkim bezchmurnego nieba w dniu Waszego ślubu, szmaragdowej wody i piaszczystej plaży podczas Waszej wymarzonej podróży poślubnej! :)
Ilustracja: Paulina Koniuk-Fonżychowska