Nieplanowana ciąża, nieplanowany ślub
Słowo "wpadka" ma w zwyczaju określać nieplanową ciążę, która przychodzi bez zapowiedzi i chamsko wprasza się do cudzego życia. Jakże ona śmie, prawda? Dla mnie terminem wpadkowym są rychłe zaślubiny, idące w parze z niespodziewanym bonusem. Powiem szczerze: zalewa mnie krew, kiedy słyszę o takim przebiegu wydarzeń w czyimś życiu. Nie rozumiem, nie popieram i stanowczo odradzam.
"Co ludzie powiedzą?" to jeden z kultowych seriali komediowych, który gorąco polecam przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji. Ten popularny niegdyś sitcom ukazuje całą prawdę o życiu na pokaz i o tym, jak bardzo jest to męczące i szkodliwe w relacjach międzyludzkich. Doza humoru sprawia, że ten trudny temat przyjmujemy z lekkością i uśmiechem. Cóż, w rzeczywistości nie jest to aż tak zabawne. Przedślubne dziecko w wielu rodzinach to tragedia, która zostanie zapamiętana na lata i opowiadana jako przestroga przyszłym dzięsieciu pokoleniom. Dlatego, żeby szybko zamaskować tę dramatyczną sytuację rodziny Kowalskich, babka pracująca w pobliskiej parafii marudzi o ślubie i to jak najszybszym. Bo przecież jak to? Rodzina taka porządna, wierząca, a tu nagle taka wpadka? Co powiedzą koleżanki, sąsiadki, ksiądz? Taki wstyd!
Tego właśnie nigdy nie rozumiałam - jak opinia innych może wpływać na nasze życie? Nie kocham tego faceta, ale tak, wezmę z nim ślub, bo zrobiliśmy dziecko, więc tak wypada. Nikt nie będzie zadawał niezręcznych pytań, bo to mój mąż, a dziecko będzie wychowywało się w szczęśliwej rodzince. Szczerze? Dla mnie ta szczęśliwa rodzinka to zwykła iluzja i karmienie nią siebie samych w ramach tłumaczenia sobie, że wszystko wyszło na dobre. Zwykła przykrywka do tego, że czujemy się źle w nowej, niespodziewanej sytuacji. Przez to popełniamy jeszcze większy błąd, wiążac się na stałę z kimś, do kogo nic nie czujemy. I wtedy całe bezpieczne środowisko, w którym miałoby żyć dziecko, legnie w gruzach. Bo zamiast dwójki kochających się rodziców otrzyma dwójkę wkurzających się nawzajem desperatów, którzy w zamian za rodzinne wypady fundują regularne kłótnie.
"Bez ślubu będę samotnie wychowującą matką"- jedna wielka bzdura. W jaki sposób małżeństwo z przypadku ma zapewnić wsparcie w wychowywaniu dziecka? Skąd mamy mieć pewność, że ta druga osoba nie da nogi już po pierwszych miesiącach wspólnego mieszkania, nie zostawi nas po porodzie lub w czasie depresji poporodowej, która też się zdarza? Nie omawialiśmy wcześniej kwestii "na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie" z tą osobą, wiec czysto formalny związek nie daje jakiejkolwiek gwarancji na towarzysza życia do grobowej deski, szczególnie kiedy możliwość otrzymania rozwodu jest na wyciągnięcie ręki. Uwiązana kobieta, nieszczęśliwy meżczyzna, dziecko rosnące w pełnej stresu atmosferze. Dlatego zastanawiam się, czy nie lepiej wpisać ojca w dokumentację i wtedy w prawny sposób ustalić alimenty, widzenia i całą resztę związaną z wychowastwem? Jeśli partnerowi będzie zależało - będzie korzystał z przywilejów, a nawet robił więcej; jeśli nie - bez problemu można rozstrzygnąć konflikt drogą sądową. Dlatego nawet kiedy okaże się zwykłym dupkiem, który nie był niczego wart i zwiał przy pierwszej lepszej okazji, bądźmy mu wdzięczni, bo zrobił nam przysługę - nikt nie potrzebuje toksycznych i bezwartościowych ludzi w swoim otoczeniu. Zwłaszcza dziecko.
Co jeśli dwoje ludzi jest ze sobą już kilka lat, kochają się, ślub wisiał w powietrzu, a ciążą tylko go przyspieszyła, nie zmieniając ich życiowych planów? Nadal powiem Wam stanowcze "nie". Pewnie główkujecie dlaczego. Wydaje mi się, że ten wymarzony ślub, o którym myślało się już długi czas, powinien naprawdę być tym wymarzonym, a nie jego kopią odtworzoną na poczekaniu, bo goni nas termin. Wymarzony ślub powienien być zaplanowany, przygotowany od a do z, bez pośpiechu i nerwów. Jeśli tej zakochanej w sobie dwójce naprawdę na nim zależy, to zorganizują go po narodzinach dziecka, kiedy opadną emocje, gdy malucha będzie można podrzucić babciom, ciotkom, czy niańkom i jeździć oglądać sale, dobierać dodatki, dekoracje. Na spokojnie, bez pośpiechu i bez fizjologicznych dolegliwości. Skoro narodziny potomka i tak nie zmieniły ich planów, to nic się nie stanie, jeśli trochę się zaczeka?
Zdaję sobie sprawę, że po tym felietonie mogę zostać zlinczowana, ale cóż mogę zrobić - takie jest moje zdanie i będę się go trzymać. Sądzę, że jeśli mam możliwość spojrzenia na całą tę sytuację "z boku", to mogę podzielić się swoją opinią. Dobrze wiem o tym, że opinie na ten temat są podzielone, ale to dobrze - dzięki temu rodzi się wiele wątków do ciekawych dyskusji. I do tego chciałabym Was zachęcić - piszcie sami, co o tym myślicie, jaka jest Wasza pozycja w tej sprawie, jakie macie prywatne doświadczenia, czym chcielibyście się podzielić. A nóź widelec, czyiś punkt widzenia, odmieni mój własny :)