Czy w ogóle warto się tym przejmować?
Do Świąt zostało już tylko kilka dni, a jeśli ciągle sporo zostało do zrobienia, atmosfera staje się nerwowa. Jak u Was z porządkami? Ja jeszcze nawet nie zaczęłam i... nie zamierzam się tym przejmować.
Właściwie mogłabym ten artykuł streścić w jednym zdaniu (które zresztą słyszycie ode mnie bardzo często): zrób, jak chcesz.
Problem z tym, że zwykle łatwiej powiedzieć, niż zrobić, warto jednak uświadomić sobie, że wiele rzeczy, które robicie z przyzwyczajenia lub poczucia obowiązku wcale zrobionych być nie musi, a w najgorszym razie możecie to – modne słowo – delegować. Pora na wyznanie: ja na przykład nienawidzę myć okien. Pewnego pięknego dnia zapytałam samą siebie, czy wolę co najmniej dwa razy do roku z niechęcią myśleć o tym przykrym obowiązku i z jeszcze większą niechęcią go wykonywać, czy sobie odpuszczam. Więc postanowiłam, że nie będę tego robić (a w każdym razie BARDZO rzadko). Oczywiście w praktyce cała czynność trwa dwie godziny, ale to nie ma znaczenia wobec moich negatywny uczuć.
Nie przekonuję Was do życia w brudzie i bałaganie, ale do przemyślenia, czy naprawdę Boże Narodzenie wymaga wypucowania wszystkiego od góry do dołu, łącznie z wyciąganiem z szafek. Cóż, twierdzą niektórzy, kiedyś trzeba to zrobić, a święta to dobra okazja. Cóż, oczywiście, że kiedyś trzeba to zrobić, ale uważam, że lepiej ten czas poświęcić na dekorowanie domu na przykład, a sprzątanie ograniczyć do niezbędnego minimum. I najważniejsze: jeśli uda Wam się zrezygnować w tym roku z szorowania fug szczoteczką do zębów, to aby cała akcja (albo raczej jej brak) miała sens, pozbądźcie się wyrzutów sumienia.
Jeśli jednak zdecydujesz się na porządki
Jednym z powodów, dla których kobiety są ciągle tak zabiegane, jest fakt, że wszystko chcą zrobić same. Sprzątanie, gotowanie, dekorowanie, kupowanie prezentów (o czym pisałam ostatnio). Partner jedynie uda się po choinkę, a poza tym siedzi przed laptopem pochłonięty nową grą albo zakupami na Allegro jakichś najnowszych i bardzo niezbędnych gadżetów. Jeżeli Twój ukochany robi teraz świąteczne zakupy albo ściera kurze, to możesz nie czytać dalej. Ale jeśli masz problem nawet z tym, by wstawił kubek do zmywarki lub wrzucał skarpetki do kosza na pranie, to chyba coś jest, nomen omen, nie w porządku.
Mała dygresja. Kiedy kilka lat temu koleżanka opowiadała mi o otrzymanych prezentach ślubnych, w skład których wchodziły jakieś kuchenne utensylia powiedziałam, że to raczej prezent dla niej. Ona na to: „A co, czy D. nie będzie jadł?”.
Trochę właśnie o to chodzi. To Wasz wspólny dom i nie ma powodu, żeby tylko jedna osoba o niego dbała (poza oczywiście przyzwyczajeniem). W zasadzie nie ma w tym nic złego, że za 40 lat On nadal nie będzie wiedział, gdzie znaleźć ręczniki i jak ugotować makaron. W zasadzie. Namawiam Cię jednak, żebyś nie wybierała takiego życia i nawet jeszcze teraz, parę dni przed Wigilią, siadła ze swoim mężem, partnerem czy narzeczonym i zastanowiła się, co jeszcze trzeba zrobić i kto się tym zajmie. O ile od niedawna mieszkacie razem, pewnie będzie zdziwiony, ale jakoś to łyknie, w długoletnim związku pójdzie znacznie trudniej i nie gwarantuję, że obędzie się bez pretensji i fochów. Moim zdaniem warto jednak zaryzykować.
Jak podzielić się obowiązkami?
Kategorią, która wyznacza Wasze działania wcale nie musi być „sprawiedliwe” (cokolwiek to znaczy) albo „po równo”, w każdym razie nie w tym sensie, że w jednym tygodniu odkurzam ja, a w drugim ty. Nawet jeżeli sprzątanie wywołuje w Was negatywne odczucia, to jednak nie każda jego część składowa takie same. Skoro on woli odkurzać, a Tobie nie przeszkadza pucowanie kuchni, to raczej warto iść w tym kierunku; jeżeli uwielbiasz gotować, to owszem, możesz to robić cały czas (co automatycznie nie przekłada się na konieczność organizowania wyprawy ratunkowej za każdym razem, kiedy On robi kanapkę!), a zamiast tego partner niech pozmywa czy pójdzie po zakupy.
Ale ja lubię to robić!
Być może myślisz, że te wszystkie obowiązki to nic takiego i wykonujesz je całkiem chętnie. Mimo tego namawiam Cię do wciągnięcia partnera w prace domowe. Po pierwsze, jak pisałam wyżej, to w końcu Wasze wspólne życie, a nie tylko Twoje, a po drugie, obowiązków z latami raczej przybywa, niż ubywa i w pewnym momencie zorientujesz się, że jesteś już zmęczona i masz wszystkiego dość. Dlatego już dzisiaj warto podjąć środek zapobiegawczy: wyrzucić z listy „to do” sprawy, które tak naprawdę są niekonieczne, a resztą rzeczy do zrobienia podzielić się z partnerem.